Bywało wiele gorzkich i trudnych dni w historii Antaresu Zalasewo. Ten był jednym z najczarniejszych...
Jednak duchem tego zespołu jest to, że po każdym potknięciu potrafił wrócić do walki, podnieść się i być mocniejszym, bardziej zwartym i walczącym jeden za drugiego. Dopiero teraz, kolejny już raz Antares będzie musiał pokazać, że jest czymś więcej niż facetami, którzy lubią sobie pokopać piłkę w weekendowe popołudnia, że starają się rozwijać i być lepszymi w tym co robią na co dzień i przede wszystkim stanowić monolit.
Przechodząc do opisu meczu, trzeba rozpocząć od słów uznania dla graczy Piasta, którzy bezlitośnie wykorzystali bardzo słabą dyspozycję Antaresu i zmiażdżyli gości. Byli lepsi pod każdym względem, dominowali i byli zabójczo skuteczni. Wcielili się w surowego nauczyciela, który nieustannie karci niesfornego ucznia - i teraz od zalasewian zależy, czy wyciągną z tego wnioski i przełożą na swoje boiskowe poczynania. Nie ma co się pastwić nad indywidualnymi występami, czy grą poszczególnych formacji, bo po prostu niektórzy byli jedynie ciut mniej słabi od innych. Gospodarze stosowali proste środki, grali szybką, składną piłkę, wykorzystując przede wszystkim szybkość swoich skrzydłowych i bardzo dobre prostopadłe piłki, rozklepując defensywę Antaresu praktycznie do pustaka. W pierwszej połowie to była wielopoziomowa kompromitacja, a zawodnicy gości byli jak dzieci we mgle. Druga połowa była troszkę lepsza, ale też bardzo słaba, a wynik nie tak wysoki - gospodarze wprowadzili kilku świeżych zawodników, w paru sytuacjach uratował Antares Pyrzyński. Właściwie jedynie w pełni udana akcja to ta, po której padła bramka - kombinacja Bączyka z Nazarevychem zakończona bramką pierwszego po asyście drugiego.
Pozostaje pracować i wierzyć, za tydzień niesamowicie istotny mecz u siebie z Maneczkami - trzeba wyczyścić głowy i pokazać swój futbol... Słońce w końcu wyjdzie zza chmur.